Jest rok 1939, Berlin. Hieronimus
Falk jest czarnoskórym Niemcem, trębaczem w zespole jazzowym. Ma dwadzieścia
lat i jest bardzo uzdolniony. W skład zespołu Hot-Time-Swingers wchodzi jeszcze
jeden Niemiec, Żyd oraz dwóch Afro-Amerykanów z Baltimore. Kiedy polityka
nazistowskich represji zaostrza się Sidowii, Hireo i Chipowi udaje się zbiec do
Paryża. Tam, w restauracji, Hiero zostaje aresztowany i ginie bez wieści.
Obiecująca kariera muzyczna zostaje przerwana. Zespół rozpada się. W
przyszłości tylko Chip będzie muzykiem. Sid uświadamia sobie, że nie ma
wystarczająco talentu i nie potrafi grać bez Hiero.
Po latach Chip
odwiedza Sida i namawia go do wyruszenia do Polski, ponieważ tam, jak sądzi,
żyje Hiero. Jest rok 1992. Dwóm amerykańskim staruszkom Polska wydaje się
miejscem nierealnym i jakby zamrożonym w czasie, kiedy reszta świata osiągnęła
wyższy poziom rozwoju cywilizacyjnego. Podróż po Polsce odbywają rozklekotanym
PKS-em. Przyjaciele mają nadzieję na pogodzenie się z przeszłością. Chip
publicznie oskarżył Sida o zdradę przyjaciela z powodu kobiety. To prowokuje
Sida do przeanalizowania wydarzeń z przeszłości i powrotu pamięcią do tamtych
dni w 1940 roku w Paryżu.
Powieść toczy
się na dwóch płaszczyznach czasowych. Rozdziały opowiadające o przeszłości
poprzeplatane są rozdziałami, w których akcja dzieje się 50 lat później. Powoli
z tego melanżu wyłania się cała tragiczna historia jazzowego zespołu i jego
członków. Narratorem jest Sid. Mówi specyficznym językiem, gwarą z Baltimore.
Szczerze mówiąc, trochę mi to przeszkadzało w czytaniu ale można się szybko
przyzwyczaić. Książka jest swego rodzaju eksperymentem stylistycznym. Rytm zdań
ma odzwierciedlać muzykę jazzową. Być może, trudno mi to ocenić.
Książka ukazała
się w 2011 roku i od razu było o niej głośno. Nominowano ją do kilku
prestiżowych nagród, m.in. Bookera, którego nie dostała, za to uhonorowano ją
Orange Prize. Co więcej zyskała sobie duże uznanie także wśród czytelników,
spotkałam się z dużą dozą ochów i achów na zagranicznych blogach czy Goodreads.
Ludzie wprost pieją z zachwytu nad tym dziełem. Nic więc dziwnego, że również i
ja dużo sobie obiecywałam po tej książce. Niestety zawiodłam się. Mnie nie
zachwyciła. Owszem, ma dość mocną stronę w postaci zakończenia, ale dla mnie
jest to trochę przerost formy nad treścią. Autorka skupiła się na stronie
formalnej utworu, kosztem jej fabuły. Bardzo byłam ciekawa jak to tak naprawdę
było ze stosunkiem nazistowskich Niemiec do swych czarnoskórych obywateli, a cała sprawa została przedstawiona na pół
strony, ze względu na formę narracji jaka wykorzystała autorka.
Moja ocena: 3/6
Moja ocena: 3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz