My, miłośnicy książek i czytania, wiemy, jak
niebezpieczne są cykle powieściowe i serie. Jednak znając to zagrożenie i tak
często wpadamy w sidła zastawione na nas przez autorów. Piszę o tym bo zdaje się,
że sama wpadłam w taką pułapkę. Przeczytałam Diunę. Stała na
mojej półce już prawie trzy lata i zawsze były jakieś pilniejsze lektury, albo
nastrój nieodpowiedni na taką literaturę. Książka wciągnęła mnie już na samym
początku, wystarczyło jakieś 10 stron i już się nie mogłam oderwać. A to ma 6
opasłych tomów! i jeszcze kilka książek napisanych przez Briana Herberta
(aczkolwiek o dziełach syna Franka Herberta nie słyszałam nic dobrego, więc bez
żalu i wyrzutów sumienia mogę je sobie darować)…
Diunę mogę spokojnie polecić prawie każdemu.
Owszem, jest to powieść z gatunku science-fiction, co nie każdy lubi, ale w tym
konkretnym przypadku nie ma znaczenia jak przystrojona jest akcja ponieważ mamy
tu do czynienia z tematyką uniwersalną. Odniesienia do sprzętu i wynalazków nie
są zbyt narzucające się. Przyszłość Herberta to nie świat maszyn i sztucznej
inteligencji. Herbert ukazuje raczej wejście ludzkości na kolejny stopień
ewolucji, ludzie za pomocą treningu i nauki w tajnych stowarzyszeniach, takich
jak Bene Gesserit czy Gildia, są w stanie dokonać rzeczy niemożliwych dla nas
teraz. Rzecz się dzieje w latach 10191 – 10193, na planecie Arrakis, zwanej
Diuną. Jest to bardzo niegościnne środowisko dla człowieka. Większą część
planety stanowi pustynia, woda jest tak cenna, że miejscowa ludność – Fremeni,
zmuszeni są nosić specjalne stroje, które umożliwiają odzyskiwanie wilgoci z
ciała. Miejsce to jednak jest bardzo cenne dla wysokich rodów, ponieważ
znajduje się tu jedyne źródło najcenniejszej we wszechświecie substancji –
melanżu, zwanego przyprawą geriatryczną. Melanż spowalnia starzenie, poszerza świadomość,
a do tego jest silnie uzależniający. Dzięki niemu możliwe są podróże międzyplanetarne,
a właściwie pilotowanie statków kosmicznych.
Do tej pory rządzący planetą ród
Harkonnenów musi opuścić tę żyłę złota. Imperator przekazuje Diunę w lenno
Atrydom. Na planetę przybywa książę Leto, jego konkubina Jessika i syn Paul.
Szybko okazuje się, że to śmiertelna pułapka i polityczna gra. W wyniku zdrady
książę zostaje zabity, Jessice i Paulowi udaje się zbiec na pustynię. Po drodze
napotkają wiele niebezpieczeństw, z czerwiem pustyni na czele, jednak uda im się
dotrzeć do siczy Fremenów pod dowództwem Stilgara. Bohaterowie poznają życie
mieszkańców Diuny, a Paul stanie na czele wyzwoleńczej wojny. Czy uda mu się
pokonać zjednoczone oddziały rodu Harrkonenów i Imperatora? Czy odzyska
Arrakis? Warto przeczytać żeby się tego dowiedzieć.
Książkę można by czytać chociażby dla
niezwykle złożonych i skomplikowanych intryg pałacowych czy wątku politycznego.
Mnie książka skłoniła do refleksji na temat rozwoju stosunków społecznych i
ekonomicznych – wielu wróży koniec kapitalizmu, już wiadomo, że nie jest to
najlepszy system. Jak widać jednak, zdaniem Herberta, ludzkość nie wymyśli nic
lepszego i w końcu wrócimy do, przypominających średniowieczne, stosunków
feudalnych.
Na uwagę zasługuje wątek ekologiczny tej
powieści. Marzeniem mieszkańców Diuny, które podzieli Lady Jessika i Paul, jest
zbudowanie takiego ekosystemu, który pozwoli uwięzić więcej wody na planecie.
Skomplikowane technologie przyszłości i wiedza z dziedziny botaniki być może
pozwoli uczynić Diunę bardziej gościnną dla ludzi. Ponadto czytając o tym jak
wielką wartość ma woda dla mieszkańców Diuny zastanawiamy się nad swoim
stosunkiem do wody. Zbyt często zapominamy, jaki to skarb i marnotrawimy ją, a
przecież nawet tu i teraz, na ziemi, są miejsca, gdzie jej brakuje.
Uwielbiam książki, które zabierają mnie w
kompletnie nowy, w pełni ukształtowany świat. Herbert wykreował cały wszechświat!
Planety, podróże kosmiczne, religia, polityka, ekologia, język… Na podobną skalę
udało się to jedynie Tolkienowi. Każdy szczegół jest dopracowany, ma swoją
historię i sens. Autor musiał w to włożyć ogrom pracy.
Książka jest wspaniała, a wydanie, które
posiadam, zostało wzbogacone w piękne grafiki Wojciecha Siudmaka, co jest
dodatkowym rarytasem. Diuna była
wydawana już kilkakrotnie, dlatego warto zwrócić uwagę na tłumaczenie. Odradzam
kontrowersyjne tłumaczenie Jerzego Łozińskiego, które za bardzo odbiega od
oryginału.
Diuna należy do
klasyki gatunku, została obsypana nagrodami, na jej podstawie powstał film i
gra komputerowa, ale oczywiście nic nie zastąpi książki, która zdobyła rzesze
miłośników i zaczytują się w niej kolejne pokolenia. To jedna z tych książek,
które po prostu trzeba przeczytać przed śmiercią. Diuna bardzo mi
się podobała, wciągnął mnie świat przyszłości wykreowany przez Franka Herberta,
szczerze mówiąc jednak, moje oczekiwania przewyższyły trochę, to co otrzymałam.
Być może za dużo się spodziewałam, i to sama nie wiem czego, i po przeczytaniu
książki i skonfrontowaniu mojej wizji tej powieści z rzeczywistością powstała
pusta przestrzeń niedosytu. Niemniej jednak, książka jest ze wszech miar godna
polecenia. A ja na pewno sięgnę w niedalekiej przyszłości po Mesjasza Diuny.
Moja ocena: 5,5/6
Moja ocena: 5,5/6
Frank
Herbert, Diuna, przeł. Marek Marszał, Dom Wydawniczy Rebis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz