Ahmad jest nastolatkiem, kończy szkołę. Jego
ojciec był Egipcjaninem, przebywającym w Stanach na wymianie studenckiej, zaś
matka Irlandką. Ojciec porzucił rodzinę i się ulotnił, kiedy chłopiec miał
zaledwie trzy lata. Pustkę po jego odejściu, wkrótce, wypełni chłopakowi wiara.
Zacznie uczęszczać na nauki do imama i kształcić się z Koranu. Bycie muzułmaninem
wyróżnia Ahmada wśród rówieśników, a to przecież tak ważne w wieku kilkunastu
lat. Ahmad odrzucił dżinsy i gry, zaczął się ubierać w czarne spodnie i zawsze
nienaganną białą koszulę. Za radą imama postanawia zostać kierowcą ciężarówki,
mimo że jest zdolny i mógłby pójść na studia.
Chłopak mieszka w miejscowości o mało
adekwatnej nazwie: New Prospect. Mieszkali tu głównie kolorowi, biedni ludzie.
W szkole przynależność do różnych gangów potwierdzały różnokolorowe dodatki do
stroju. Ahmad stał się bacznym i niezmiernie krytycznym obserwatorem amerykańskiego
sposobu życia. Jak wielu innych muzułmanów zaczął upatrywać całego zła świata w
Stanach. Widział zachowanie swoich rówieśników, nauczycieli i matki i wszystko
to było sprzeczne z Koranem.
Zaraz po szkole zrobił prawo jazdy na ciężarówki
i dostał dzięki imamowi pracę u Libańczyków handlujących meblami. Podczas pracy
trafił do rejonów stanu zamieszkanych przez współwyznawców. Tak naprawdę jednak
Ahmed nic nie wie o życiu muzułmanów, nie utrzymuje z nimi kontaktów.
Koncentruje się na złych stronach społeczeństwa, w którym żyje, widzi samo
zepsucie i brak wartości ale nie zna alternatyw. Nie wie jak żyją choćby muzułmanie,
jak to wygląda od praktycznej strony, co więcej, wcale nie chce poznać:
„Ahmad czuje, że jego duma z izolacji i
wybranej tożsamości jest zagrożona przez te masy zwykłych, borykających się z kłopotami
finansowymi mężczyzn i nieładnych, praktycznych kobiet, dla których wyznawanie
islamu jest leniwą konsekwencją przynależności etnicznej.”
Czyż nie podobnie ma się sprawa z
katolicyzmem w Polsce?... Ale to dobrze, bo nie ma nic gorszego niż fanatyzm, a
już fanatyzm religijny w szczególności.
Ahmad styka się jednak także z innym obliczem
islamistów w U.S.A. Z tymi, którzy toczą z zachodem dżihad. Okazuje się bowiem,
że firma meblowa, w której pracuje, nie zajmuje się wyłącznie handlem…
Problem Ahmada polega na tym, że zbyt łatwo
ulega wpływom. Przez całe życie jest przez kogoś kierowany. Najpierw przez matkę,
potem przez imama, teraz przez Charliego, z którym pracuje. Wspomina o tym
matka i mówi, że bała się o chłopaka, żeby z tego powodu nie popadł pod niewłaściwe
wpływy. Dla matki było jednak wygodnie odwozić syna na nauki do imama, to
zdejmowało z niej większość ciężaru związanego z wychowaniem i przekazaniem chłopakowi
wartości. Matka była słaba, nadwrażliwa, ciągle pakowała się w nowe romanse,
miała mnóstwo swoich problemów egzystencjalnych więc opiekę nad dzieckiem
ograniczyła do minimum. Jednocześnie wierzyła, że to dobre dziecko, nie potrafi
zabić nawet pająka w domu – brał je na papier i wynosił na dwór. A tymczasem
Ahmad otrzymuje misję samobójczego zamachu terrorystycznego.
Ważną postacią w książce jest starszy
psycholog szkolny, który po rozmowie z Ahmadem przejmuje się jego losem i chce
mu pomóc, zachęcić do podjęcia studiów. W pewnym momencie świat w powieści
okazuje się niepokojąco mały. Rozwinięcie i zakończenie akcji są, jak się nad
tym zastanowić, bardzo słabym punktem książki.
Głównym zagadnieniem w tej książce nie jest,
w moim przekonaniu, islam. Widzimy go tylko oczami tego chłopca, którego wiara
jest uproszczona , nieco może naiwna, fanatyczna, oderwana od rzeczywistości.
Rzecz w tym, że Ahmad jest mimo wszystko zwykłym nastolatkiem w fazie tzw.
„burzy i naporu”, w okresie dorastania. Chłopak odrzuca świat dorosłych pełen
hipokryzji. Szuka sobie jakiegoś punktu odniesienia, sensu życia w szarzyźnie
małego miasteczka, swojej własnej drogi, a nie ma solidnych podstaw ukształtowanych
przez rodziców, które chroniłyby go przed złymi wyborami.
Updike pisze świetne książki o zwykłych
ludziach, żyjących swoim zwykłym życiem . Jego powieści, mimo że są nieco
depresyjne, całkiem przyjemnie się czyta, wciągają nas obiecując, że w końcu coś
się wydarzy, nastąpi jakiś przełom. Jednak w większości nic wielkiego się nie
wydarza bo autor skupia się na psychice postaci, na oddaniu ich prawdy, na
ukazaniu wewnętrznych przemian postaci. Terrorysta nie powala na kolana, ale
fajnie się to czytało. Sądziłam nawet, że ta książkę zasłużyła na wysoką ocenę,
powiedzmy nawet 5, ale ta powieść i jej wartość zbladła, kiedy zaczęłam czytać
Diunę. Przypomniałam sobie po prostu za co daję 5 i Terrorysta musi
się zadowolić 4.
Książka ma kilka naprawdę świetnych scen, na
przykład opis mszy w kościele katolickim, albo ratowanie chrząszcza. W takich
fragmentach Updike pokazuje swój kunszt pisarski i że nie bez powodu dostał
Pullizera. Jeśli jednak ktoś oczekuje po tej książce odpowiedzi, pogłębionej
analizy na temat „dlaczego?”, „po co?”, „jaki w tym sens?”, to się zawiedzie.
Być może nigdy ludzie zachodu, ogólnie rzecz ujmując, nie zrozumiemy motywacji
islamskich terrorystów, co ich skłania do samobójczych zamachów, jaki sens widzą
ekstremiści w mordowaniu setek, a nawet tysięcy osób, jakie są mechanizmy działania
takich grup? I wydaje mi się, że zrozumienie tego nie było zamysłem autora.
Moja ocena: 4/6
Moja ocena: 4/6
John Updike, Terrorysta, przeł. J. Kozłowski,
Rebis, 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz