Mgły Avalonu - Marion Zimmer Bradley
- Dlaczego nie masz następnego dzidziusia, mamo? Inne kobiety
rodzą dziecko, jak tylko przestają karmić to starsze. A ja już mam cztery lata.
Słyszałam jak Isotta mówiła, że powinnaś mi dać braciszka. Myślę, że chciałabym
mieć małego braciszka, żeby się z nim bawić. Albo nawet siostrzyczkę.
Igriana już
zaczęła mówić:
- Bo twój ojciec… - i nagle się zatrzymała. Nieważne, jak
dorosła Morgiana mogła się wydawać, miała dopiero cztery lata i Igriana nie
mogła przecież zwierzać się jej z takich rzeczy. – Bo Bogini Matka nie
postanowiła jeszcze zesłać mi syna, dziecinko – dokończyła.
Na taras
wszedł ojciec Columba. Odezwał się surowo:
- Nie powinnaś mówić dziecku o Boginiach i przesądach.
Gorlois pragnie, by była wychowana jak dobra chrześcijańska panienka. Morgiano,
twoja matka nie ma syna, bo twój ojciec był na nią zły i Bóg odmówił jej
dziecka, by ukarać ją za jej grzeszne myśli.
Nie po raz
pierwszy Igriana miała ochotę rzucić kołowrotkiem w tę czarną, złowróżbną
wronę. Czy Gorlois wyspowiadał się temu człowiekowi? Czy on wiedział o
wszystkim, co się między nimi stało? W minionych miesiącach często się nad tym
zastanawiała, ale nie miała żadnego pretekstu, by go zapytać, poza tym
wiedziała, że i tak by jej nie powiedział. Nagle Morgiana wstała i odwróciła
się do księdza z grymasem.
- Idź sobie starcze – powiedziała wyraźnie. – Nie lubię cię.
Moja mama przez ciebie płacze. Moja mama wie więcej od ciebie i jeśli mówi, że to
Bogini nie zesłała jej dziecka, ja wierzę w to, co ona mówi, a nie ty. Bo moja
mama nie kłamie!
Ojciec
Columba zwrócił się gniewnie do Igriany:
- Teraz widzisz, do czego doprowadza twoja samowola, moja
pani? To dziecko powinno zostać zbite. Daj ją mnie, a ja ją ukarzę za brak
szacunku!
I w tym
momencie gniew i bunt Igriany eksplodowały. Ojciec Columba zaczął już iść w
stronę Morgiany, która nawet nie drgnęła. Igriana weszła między nich.
- Jeśli dotkniesz mojego dziecka, księże – powiedziała –
zabiję cię tam, gdzie stoisz. Mój mąż sprowadził cię tutaj, więc ja nie mogę
cię wygnać, ale w dniu, kiedy jeszcze raz pojawisz się w mojej obecności,
splunę na ciebie. Precz z moich oczu!
Ale ksiądz
nie ustępował:
- Mój pan powierzył mi duchową opiekę nad całym tym
domostwem, moja pani, a ja nie unoszę się dumą. Wybaczam ci to, co
powiedziałaś.
- Tyle dbam o twoje przebaczenie, co o buczenie kozła! Precz
z moich oczu albo zawołam dwórki i karzę cie wyrzucić! Jeśli nie chcesz być
stąd wyniesiony, to wyjdź sam i nie próbuj się do mnie zbliżać, aż po ciebie
nie poślę, a to nastąpi, dopiero jak słońce wzejdzie nad zachodnią Irlandią!
Precz!
Ksiądz
patrzył na jej płonące oczy, na jej podniesioną rękę, a potem wycofał się
niezgrabnie.
Teraz, kiedy
odważyła się na otwarty bunt, sparaliżowała ją własna śmiałość. Ale
przynajmniej uwolniła się od księdza, uwolniła też Morgianę. Nie pozwoli, żeby
jej córkę wychowano tak, by wstydziła się własnej kobiecości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz