Książkę Zniknięcie słonia
dostałam na urodziny. W przeciwnym razie prawdopodobnie nigdy bym po nią nie sięgnęła.
To co teraz napiszę dla wielu będzie bluźnierstwem – nie lubię Murakamiego. Uważam,
że jest banalny, nie potrafi sklecić spójnej historii, jest wtórny i pisze
szkolnym stylem. Być może dałam mu za mało szans, ale po co się katować skoro
jest tylu wspaniałych pisarzy, a życie takie krótkie, a czasu na czytanie tak
niewiele. Z roku na rok zadziwia mnie również typowanie Murakamiego na laureata
Nagrody Nobla i wielkie zdziwienie, kiedy po raz kolejny nie zostaje
uhonorowany. Za co? Co w jego prozie takiego wspaniałego, odkrywczego, łamiącego
kanony, nietuzinkowego? Ja byłabym doprawdy do głębi zadziwiona i skonfundowana
gdyby Haruki Murakami jednak dostał Nobla. Poza tym od kiedy Nobla dostają
autorzy bestsellerów dla gospodyń domowych? Chyba trochę przesadzam z tą krytyką…
Może ze mną coś jest nie tak, że nie doceniam talentu najsłynniejszego japońskiego
pisarza? Kto wie.
Zacznijmy od początku. Nie uważam czasu poświęconego
lekturze Zniknięcia
słonia za stracony. Bardzo rzadko zdarza mi się uznać jakąkolwiek książkę
za stratę czasu bo ja po prostu kocham czytać i odkrywać nowe literackie lądy.
Zniknięcie słonia
to zbiór różnorodnych w formie i treści opowiadań, często będących zaczątkiem dłuższych
utworów – Kronika ptaka nakręca cza. Znajdziemy tu opowiadania z gatunku
obyczajowych, surrealistycznych, baśniowych. Często są to jakieś pomysły,
którym brakuje realizacji. Teksty są w większości o niczym i kończą się niczym,
nie stanowią zamkniętych historii tylko jakieś wyrywki z życia bohaterów.
Pozostawia to niedosyt bo często pomysł jest całkiem interesujący, wciągamy się
w opowieść i jesteśmy na końcu zawiedzeni, że do niczego to nie doprowadziło.
Pierwszoosobowym narratorem w prawie
wszystkich utworach są młodzi około trzydziestoletni mężczyźni mieszkający w
Tokio. Są to ludzie działający trochę na zasadzie automatu - ich życie po
prostu się toczy do pewnego momentu, bez fajerwerków, bez większych sukcesów
czy porażek, aż w końcu dochodzą do refleksji nad swoim życiem i odkrywają
pustkę. Bohaterowie to zwykle samotne, wyalienowane jednostki w metropolii,
a nawet we własnym domu bo nikt nie trwa w bliskich relacjach z innymi, związki
są powierzchowne, nie dające satysfakcji.
Opowiadania fantastyczno – surrealistyczne z
tego tomu byłyby świetne, zwłaszcza niektóre. Byłyby, ale nie są bo Murakami
ich nie dokończył. Jeśli miało to być celowe zostawienie pola do popisu wyobraźni
czytelnika, mającego sobie dopowiedzieć koniec to jest to chyba jednak nieudany
zabieg. Historia faceta, który lubi podpalać stodoły, albo kobieta, która
zamiast spać czyta Annę Kareninę i pije, czy zielony potwór, który wyznaje miłość,
przerażonej jego pojawieniem się, kobiecie. Czyż nie są to świetne pomysły?
Gdyby tylko autor zechciał je dopracować. A tak pozostajemy z wrażeniem, że
przerosły go jego własne koncepcje.
Brakuje mi w tych opowiadaniach japońskości.
Jest to częsty zarzut stawiany Autorowi. Bohaterowie żyją na sposób zachodni:
jedzą spaghetti, słuchają europejskiej muzyki poważnej, czytają Hustlera i Annę Kareninę,
napadają na McDonald’s, właściwie tylko samochody mają japońskie. Może to właśnie
powód sukcesów Murakami - uniwersalności jego prozy. Chociaż czy jest to
uniwersalność, czy owoc wielu lat spędzonych w USA?
Najbardziej podobało mi się opowiadanie Tańczący karzeł,
o mężczyźnie pracującym w fabryce słoni oraz realistyczne Milczenie traktujące
ogólnie rzecz biorąc o ostracyzmie społecznym. Pozostałe utwory można potraktować
jako szkice czy wręcz wprawki literackie. Tomik na pewno spodoba się więc miłośnikom
Murakami, a takich przecież nie brakuje. Z resztą miłośnikom wszystko się
pewnie spodoba. Tak czy inaczej, cokolwiek wyda Murakami i tak stanie się bestsellerem
i będzie miało rzesze czytelników. Nawet gdyby wydał listę swoich zakupów. Ja
wolę jednak chyba inny typ literatury, cokolwiek to znaczy. W każdym razie
mnie Murakami nie zachwyca.
Haruki Murakami, Zniknięcie słonia,
Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza SA, 2012.
Piszesz ciekawe teksty, ale z dwóch powodów trudno się je czyta: jasny tekst na ciemnym tle jest męczący dla wzroku, a używany font nie ma polskich znaków diakrytycznych, więc tam, gdzie są potrzebne podmienia litery z innego kroju - nieciekawie to wygląda i źle się czyta.
OdpowiedzUsuńBeata, dziękuję za uwagi. Zdaję sobie z tego sprawę i planuję wprowadzić tu zmiany, przede wszystkim jasne tło i zmiana czcionki. Myślę, że nastąpi to w ciągu tygodnia, może dwóch. Proszę się nie zrażać i nadal do mnie zaglądać.
OdpowiedzUsuń