niedziela, 10 marca 2013

Diuna




My, miłośnicy książek i czytania, wiemy, jak niebezpieczne są cykle powieściowe i serie. Jednak znając to zagrożenie i tak często wpadamy w sidła zastawione na nas przez autorów. Piszę o tym bo zdaje się, że sama wpadłam w taką pułapkę. Przeczytałam Diunę. Stała na mojej półce już prawie trzy lata i zawsze były jakieś pilniejsze lektury, albo nastrój nieodpowiedni na taką literaturę. Książka wciągnęła mnie już na samym początku, wystarczyło jakieś 10 stron i już się nie mogłam oderwać. A to ma 6 opasłych tomów! i jeszcze kilka książek napisanych przez Briana Herberta (aczkolwiek o dziełach syna Franka Herberta nie słyszałam nic dobrego, więc bez żalu i wyrzutów sumienia mogę je sobie darować)… 

Diunę mogę spokojnie polecić prawie każdemu. Owszem, jest to powieść z gatunku science-fiction, co nie każdy lubi, ale w tym konkretnym przypadku nie ma znaczenia jak przystrojona jest akcja ponieważ mamy tu do czynienia z tematyką uniwersalną. Odniesienia do sprzętu i wynalazków nie są zbyt narzucające się. Przyszłość Herberta to nie świat maszyn i sztucznej inteligencji. Herbert ukazuje raczej wejście ludzkości na kolejny stopień ewolucji, ludzie za pomocą treningu i nauki w tajnych stowarzyszeniach, takich jak Bene Gesserit czy Gildia, są w stanie dokonać rzeczy niemożliwych dla nas teraz. Rzecz się dzieje w latach 10191 – 10193, na planecie Arrakis, zwanej Diuną. Jest to bardzo niegościnne środowisko dla człowieka. Większą część planety stanowi pustynia, woda jest tak cenna, że miejscowa ludność – Fremeni, zmuszeni są nosić specjalne stroje, które umożliwiają odzyskiwanie wilgoci z ciała. Miejsce to jednak jest bardzo cenne dla wysokich rodów, ponieważ znajduje się tu jedyne źródło najcenniejszej we wszechświecie substancji – melanżu, zwanego przyprawą geriatryczną. Melanż spowalnia starzenie, poszerza świadomość, a do tego jest silnie uzależniający. Dzięki niemu  możliwe są podróże międzyplanetarne, a właściwie pilotowanie statków kosmicznych.

 Do tej pory rządzący planetą ród Harkonnenów musi opuścić tę żyłę złota. Imperator przekazuje Diunę w lenno Atrydom. Na planetę przybywa książę Leto, jego konkubina Jessika i syn Paul. Szybko okazuje się, że to śmiertelna pułapka i polityczna gra. W wyniku zdrady książę zostaje zabity, Jessice i Paulowi udaje się zbiec na pustynię. Po drodze napotkają wiele niebezpieczeństw, z czerwiem pustyni na czele, jednak uda im się dotrzeć do siczy Fremenów pod dowództwem Stilgara. Bohaterowie poznają życie mieszkańców Diuny, a Paul stanie na czele wyzwoleńczej wojny. Czy uda mu się pokonać zjednoczone oddziały rodu Harrkonenów i Imperatora? Czy odzyska Arrakis? Warto przeczytać żeby się tego dowiedzieć.

Książkę można by czytać chociażby dla niezwykle złożonych i skomplikowanych intryg pałacowych czy wątku politycznego. Mnie książka skłoniła do refleksji na temat rozwoju stosunków społecznych i ekonomicznych – wielu wróży koniec kapitalizmu, już wiadomo, że nie jest to najlepszy system. Jak widać jednak, zdaniem Herberta, ludzkość nie wymyśli nic lepszego i w końcu wrócimy do, przypominających średniowieczne, stosunków feudalnych. 

Na uwagę zasługuje wątek ekologiczny tej powieści. Marzeniem mieszkańców Diuny, które podzieli Lady Jessika i Paul, jest zbudowanie takiego ekosystemu, który pozwoli uwięzić więcej wody na planecie. Skomplikowane technologie przyszłości i wiedza z dziedziny botaniki być może pozwoli uczynić Diunę bardziej gościnną dla ludzi. Ponadto czytając o tym jak wielką wartość ma woda dla mieszkańców Diuny zastanawiamy się nad swoim stosunkiem do wody. Zbyt często zapominamy, jaki to skarb i marnotrawimy ją, a przecież nawet tu i teraz, na ziemi, są miejsca, gdzie jej brakuje.
Uwielbiam książki, które zabierają mnie w kompletnie nowy, w pełni ukształtowany świat. Herbert wykreował cały wszechświat! Planety, podróże kosmiczne, religia, polityka, ekologia, język… Na podobną skalę udało się to jedynie Tolkienowi. Każdy szczegół jest dopracowany, ma swoją historię i sens. Autor musiał w to włożyć ogrom pracy.
Książka jest wspaniała, a wydanie, które posiadam, zostało wzbogacone w piękne grafiki Wojciecha Siudmaka, co jest dodatkowym rarytasem. Diuna była wydawana już kilkakrotnie, dlatego warto zwrócić uwagę na tłumaczenie. Odradzam kontrowersyjne tłumaczenie Jerzego Łozińskiego, które za bardzo odbiega od oryginału.

Diuna należy do klasyki gatunku, została obsypana nagrodami, na jej podstawie powstał film i gra komputerowa, ale oczywiście nic nie zastąpi książki, która zdobyła rzesze miłośników i zaczytują się w niej kolejne pokolenia. To jedna z tych książek, które po prostu trzeba przeczytać przed śmiercią. Diuna bardzo mi się podobała, wciągnął mnie świat przyszłości wykreowany przez Franka Herberta, szczerze mówiąc jednak, moje oczekiwania przewyższyły trochę, to co otrzymałam. Być może za dużo się spodziewałam, i to sama nie wiem czego, i po przeczytaniu książki i skonfrontowaniu mojej wizji tej powieści z rzeczywistością powstała pusta przestrzeń niedosytu. Niemniej jednak, książka jest ze wszech miar godna polecenia. A ja na pewno sięgnę w niedalekiej przyszłości po Mesjasza Diuny.

Moja ocena: 5,5/6

Frank Herbert, Diuna, przeł. Marek Marszał, Dom Wydawniczy Rebis