środa, 30 kwietnia 2014

The Luminaries, lektura na długi weekend





Eleanor Catton ma 28 lat. Mieszka w Nowej Zelandii ze swoim partnerem, poetą. Ma na swoim koncie, ciepło przyjętą przez krytyków, powieść The Rehearsal. Zaraz później, zasiada do swojego komputera aby napisać powieść, na którą ma ciekawy pomysł. The Luminaries przynosi jej znowu uznanie krytyków, ale również zachwyty coraz liczniejszej grupy czytelników. W końcu zostaje uhonorowana Nagrodą Bookera. Jury, miało ponoć, nie lada orzech do zgryzienia z wytypowaniem zwyciescy w 2013 roku. Jednak trzykrotna lektura The Luminaries, zapewniła zwycięstwo, najmłodszej nominowanej, za najdłuższą powieść w historii Nagrody Bookera.

Z lękiem przed rozmiarem książki, ale też z wielkim zainteresowaniem przystąpiłam do lektury, słusznie spodziewając się, że zajmie mi to znaczną część kwietnia. Miałam też pewne obawy co do zabiegów formalnych jakie zastosowała autorka. Zawsze w takich wypadkach obawiam się przerostu formy nad treścią. Szybko się okazało, że wszystkie moje obawy i leki były bezpodstawne i czeka mnie po prostu wiele godzin mądrej, wspaniałej rozrywki.




 

Młodziutki Walter Moody przybywa do miasteczka Hokitika w Nowej Zelandii, podczas panującej tam gorączki złota. Jego również przywiodła tu chęć zdobycia fortuny. Wieczorem udaje się do hotelowej palarni i przypadkowo trafia na tajne zgromadzenie dwunastu mężczyzn, debatujących na temat serii niewyjaśnionych zbrodni, które wstrząsnęły okolicą. Bajecznie bogaty młodzieniec ginie bez śladu, prostytutka próbuje popełnić samobójstwo, samotny mężczyzna zostaje odnaleziony martwy w swojej chacie, gdzie wkrótce odkryto wielką fortunę. Losy dwunastu ludzi są powiązane ze sobą i jak się okazuje również z tajemniczymi wydarzeniami. Nawet Walter Moody, który dopiero co przybył do miasta ma w tej sprawie coś do powiedzenia i staje się trzynastym członkiem grupy.
Przez kolejne rozdziały śledzimy zagmatwane losy tych kilkunastu osób i powoli odkrywali tajemnicę. A urozmaicą nam to zwroty akcji typu, odnalezienie rodzeństwa, pomylony bagaż, tajemniczy ładunek na statku, spotkanie po latach. Nastrój podkręci seans spirytystyczny, a wzburzone nerwy ukoimy dawką laudanum lub zanurzymy się w opiumowym dymie. Brzmi interesująco, prawda?

Konstrukcja książki przedstawiona jest graficznie na okładce. Każda kolejna część jest krótsza od poprzedniej dokładnie o połowę. Sprawia to, że akcja się stopniowo zagęszcza i nabiera tempa. Każdy bohater ma przypisane sobie ciało niebieskie i działa zgodnie z jego ruchami na firmamencie. Każda kolejna część  zaczyna się od horoskopu. Może się to wydawać dziwne, a nawet sztuczne ale tak nie jest. Catton udało się napisać ciekawą historię i przeprowadzić z sukcesem swój zamiar konstrukcyjny. Książka dużo by straciła gdyby została napisana w bardziej tradycyjny sposób. Ale są tez niestety minusy takiego posunięcia. Pewnych bohaterów polubiłam bardziej od innych, bardziej mnie zainteresowali. Niestety ich wątki nie mogły się bardziej rozwinąć. To duża wada całej książki. Walter Moody, który, wydawać by się mogło, jest jednym z głównych bohaterów, wzmiankowany jest bardzo rzadko. Jego historia nie jest dostatecznie dobrze rozwinięta, autorka zasiała ziarno zainteresowania, sprawiła, że go polubiłam, rozumiałam i nagle porzuca go na środku pustkowia i nic więcej o nim się nie dowiemy. Podobnie wątek Toma Balfoura. Postać, na początku książki zajmująca istotną pozycję, później nam znika, a ja sądziłam, że razem z Moodym mają zadatki na detektywów, którym uda się rozwikłać zagadkę zbrodni, które wstrząsnęły miastem.

Pisanie The Luminaries Eleanor Catton poprzedziła długimi przygotowaniami. Włożyła dużo pracy w śledzenie historycznego położenia gwiazd, zodiaku, wpływu układu gwiazd na charakter człowieka. Sama jak przyznała w wywiadzie nie wierzy w horoskopy, jednak taka idea wydała jej się interesująca i postanowiła tak się zabawić tworząc swoich bohaterów. Jednak dla osoby, która nie zna się na tym, zamieszczone horoskopy nie ujawnią żadnych dodatkowych informacji. 

Autorka wzorowała się na literaturze wiktoriańskiej. Głównie na Dickensie. Podobno przez dwa lata zaczytywała się w książkach z tej epoki i robiła notatki. Znajdziemy tu więc wiele typowych elementów dla tego gatunku, chociaż zabrakło ducha autentyczności. Innymi słowy, czytelnik wie, że ma mu to przypominać powieść wiktoriańską, ale tego nie czuje. Przynajmniej ja tak miałam…

Mimo wszystko, jak dla mnie, książka jest bardzo dobra. Jestem pod ogromnym wrażeniem talentu tej młodej dziewczyny i zamierzam wrócić za jakiś czas do tej powieści. Myślę, że fajnie byłoby przeczytać polską wersję, będę więc na nią czekała z niecierpliwością. A póki co wszystkim polecam The Luminaries. Akurat zbliża się weekend majowy, będzie dobra okazja żeby sięgnąć po grubą książkę.

Moja ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz