niedziela, 20 lutego 2011

Aravind Adiga "Między zabóstwami"

W przypadku kilku moich ulubionych zespołów muzycznych niemalże regułą jest, że po spektakularnym sukcesie pierwszej płyty następuje spadek formy i druga płyta jest znacznie słabsza. Po czym trzecia znowu jest świetna. Czy ta zasada będzie też dotyczyła twórczości Aravinda Adigi? 
Biały tygrys był rewelacyjnym debiutem, docenionym przez czytelników i obsypanym nagrodami. Miedzy zabójstwami podoba mi się mniej, pewne wątki się powtarzają i nie jest tak barwna jak Biały tygrys, ale i tak uważam, że jest to książka warta przeczytania, a Adiga utrwalił tą powieścią swoje miejsce wśród utalentowanych współczesnych pisarzy.
Książka opowiada o fikcyjnym mieście Kittur leżącym nad Morzem Arabskim na południowo-zachodnim wybrzeżu Indii, w którym jak w soczewce skupiają się wszystkie problemy z jakimi borykają się Indie: bieda, korupcja, społeczeństwo  kastowe, niesprawiedliwość, podziały religijne i socjoekonomiczne.
Tytuł wskazuje na przedział czasowy w jakim w Indiach dokonują się istotne zmiany polityczne i społeczne, od śmierci Indiry Gandhi w 1984 roku zastrzelonej przez własnych ochroniarzy do zabójstwa Rajiva Gandhiego w 1991 roku.
Między zabójstwami to połączenie przewodnika turystycznego i zbioru opowiadań. Mamy 14 bardzo nierównych opowieści wplecionych we fragmenty przewodnika. Wszystkich bohaterów Miedzy zabójstwami zarówno bogatych jak i biednych łączy jedno – nadzieja. Wszyscy jednak są bezradni, a ich bunt ma wymiar tragiczny:  dziewczynka marząca o tym by ojciec powiedział do niej „słoneczko”, przemierzająca całe miasto by zdobyć dla niego narkotyki, za wyżebrane wcześniej pieniądze;  stara panna z wyższej kasty, pracująca przez całe życie jako kucharka bogatych, księgarz, który upiera się nad sprzedawaniem powielanych własnoręcznie „Szatańskich wersetów”, właściciel fabryki litujący się nad tracącymi wzrok pracownicami…
Styl Adigi jest schludny i oszczędny, z nielicznymi opisami. Da się tu rozpoznać warsztat dziennikarski autora. Potrafi na zimno, bez emocji i zbędnego patosu przedstawiać czytelnikowi, często wstrząsające, obrazy współczesnych Indii. Oto kilka przykładów:
„Poczuł zapach bazylii, dowód, że istnieje na tym świecie dobro. Ale kiedy otworzył oczy, zobaczył dookoła siebie ziemię usłaną cierniami, upstrzoną odchodami, a do tego bezpańskie zwierzęta”.
„[…] ruszył wzdłuż ściany, nie zwracając uwagi na długi rząd żebraków. Byli miedzy nimi trędowaci siedzący na jakichś łachmanach, kaleki z uszkodzonymi rękami i nogami, inwalidzi na wózkach, niewidomi, którym bandaże zakrywały oczy, oraz stworzenie z krótkimi brązowymi kikutami podobnymi do foczych płetw w miejscu rąk, z jedną normalną nogą oraz miękkim brązowym kikutem zamiast drugiej. Owa istota leżała na lewym boku , ciągle podrywając się na biodro, jak zwierze rażone prądem elektrycznym, patrzyła przed siebie niewidzącymi oczami i zawodząca bez przerwy:
- Allah! Aaallah! Aaallah!”

Potencjalni turyści zwiedzający dowolne miasto w Indiach powinni zapamiętać, jak może wyglądać codzienna egzystencja jego mieszkańców.  Jest to obraz niedostępny dla nieuważnego obserwatora, ukryty pod fasadą rozwijającego się gospodarczo, barwnego i fascynującego kraju, w którym, oprócz historii przedstawionych w książce, jest jeszcze ponad miliard innych, podobnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz