poniedziałek, 13 lutego 2012

Nie ma już pływalni w Berlinie

Postąpiłam bardzo słusznie nie czytając żadnych recenzji tej książki przed przystąpieniem do lektury. Nie był to jakiś świadomy zamysł, ale na dobre mi to wyszło. Najpierw przeczytałam książkę, co mi zajęło pięć dni, dopiero przed napisaniem tego tekstu przejrzałam kilka polskich, amerykańską i angielską recenzję Łaskawych. I co się okazało? Ilu czytelników, tyle odpowiedzi na podstawowe pytanie: O czym to jest? Cieszę się więc, że wyrobiłam sobie własne zdanie, a nie czytając szukałam zwycięscy konkursu na odpowiedzi na powyższe pytanie.

Max Aue, dyrektor fabryki koronek we Francji, zdecydował się spisać swoje wspomnienia dotyczące głównie wojny, ale też swoje rodzinne i osobiste. Dowiadujemy się, że był on oficerem SS, należał do SD czyli Służby Bezpieczeństwa partii nazistowskiej. Tak naprawdę był biurokratą, sporządzał raporty, które czasem ktoś nawet czytał.
Na Ukrainie uczestniczył w masakrze Żydów w Babim Jarze. Był głównie obserwatorem, ale Żydów było tak dużo, że brakowało rąk do pracy, więc musiał zakasać rękawy i przez jakiś czas sam dobijał ułożonych w dołach, rannych Żydów. Zadaniem Aue był wywiad wśród niemieckich żołnierzy, jakie jest ich morale. Pierwszą reakcją na egzekucje jest szok, później obserwuje się je z pewną ekscytacją, a w końcu jesteśmy na nie obojętni. Wielu żołnierzy się załamywało, popełniali samobójstwa, zaczynali pić, płakać, ale także niektórym zabijanie sprawiało przyjemność, rozsmakowywali się w tym.
Następnie Aue zostaje wysłany na Kaukaz. Jego zadaniem jest zapoznanie się ze specyfiką ludów tam mieszkających. Bierze udział w groteskowej, pseudonaukowej dyskusji dotyczącej rozstrzygnięcia kwestii czy Bergjuden są prawdziwymi Żydami, czy nie. Z powodu plotek i swojej postawy popada w niełaskę:
„Szukałem prawdy tam, gdzie nie chciano prawdy, a jedynie politycznej korzyści.” s. 349.
Max zostaje wysłany do padającego już Stalingradu, jest to niemalże wyrok śmierci. Jednak Aue ma niebywałe szczęście. Przeżył postrzał w głowę – kula przeszła na wylot - i dzięki szeregowi zbiegów okoliczności trafia na samolot ewakuujący rannych.  Dość długo wraca do siebie. Czy jednak rzeczywiście całkowicie wraca do zdrowia? Czy nadal jest tą samą osobą? Wydaje mi się, że ten uraz miał wpływ na to co dzieje się od tej pory z Maxem Aue.
Po powrocie ze Stalingradu zostaje odznaczony i awansowany. Zaczyna pracę w administracji. Zajmuje się sprawami gospodarczymi – to eufemistyczne określenie kryje zwiększanie wydajności niewolniczej pracy więźniów obozów. Musi się zmierzyć z dążeniami innych biurokratów, którzy maja za zadanie całkowitą eksterminację. Nie ma kompromisów w tym konflikcie interesów. Aue wyrusza na inspekcje obozów, gdzie widzi w jak strasznych warunkach przetrzymywani są więźniowie, odkrywa, że ich i tak niewystarczające racje żywnościowe są kradzione na każdym poziomie hierarchii obozowej, a mienie Żydów, które miało trafiać do Rzeszy jest rozkradane przez naczelników i strażników. Obserwuje bestialstwo z jakim traktowani są więźniowie. Do pracy w obozach trafiają najgorsi żołnierze, dla których nie było miejsca nigdzie indziej, przestępcy i degeneraci. Praca w takim miejscu degeneruje ich jeszcze bardziej. Nadużywają swojej władzy, znęcają się nad ludźmi. Aue twierdzi, że tu odkryli, że Żydzi to tacy sami ludzie jak oni, którzy myślą i czują jak oni. Muszą więc jakoś uzasadniać masakry jakich dokonywali i dokonują, próbują więc wytłuc z nich ich człowieczeństwo, a im bardziej się z nimi znęcają, tym bardziej są ludzcy, aż do śmierci, która rozwiązuje problem.  Bezradność i słabość więźniów budzi agresję u strażników.
Aue spędza kilka tygodni w Lublinie, gdzie niemiecka administracja nurza się w rozpuście i zepsuciu. Trzeba przyznać, że autor zaimponował mi tym, że zadał sobie sporo trudu docierając do detali historycznych i topografii miasta. Przypominając sobie te wydarzenia po latach Aue konstatuje:
„Wielu dyskutowało po wojnie, próbując wyjaśnić, co się takiego stało, skąd nagle ten brak człowieczeństwa. Cóż, wybaczcie, nie ma czegoś takiego, jak brak człowieczeństwa. Jest tylko człowieczeństwo i jeszcze raz człowieczeństwo.” s. 612.
Podróżując z Maxem poznajemy mechanizmy jakie panują na froncie oraz w administracji. Każdy jest małym trybikiem w tej machinie, ma swoją działkę, którą zajmuje się jak najlepiej potrafi, kierują nimi osobiste ambicje, strach przed posądzeniem o szerzenie defetyzmu, a rzadziej także poczucie misji. Również Max mówi, że chciał tylko służyć Ojczyźnie i Narodowi. Nachodziły go chwile zwątpienia, nie ze wszystkim się zgadzał, eksterminację Żydów uważał za błąd. Obce mu były skrajnie faszystowskie postawy, nie przestał myśleć na własny rachunek. Nie zapominajmy, że jest intelektualistą i estetą. Każdą wolną chwilę poświęca na czytanie oraz słuchanie muzyki poważnej (Powieść ma formę dzieła muzycznego). Jest człowiekiem wrażliwym na piękno. Przez towarzyszy uważany jest za osobę spokojną i pozbawioną większych ambicji. Głowię zaprzątają mu wspomnienia z dzieciństwa i okresu dorastania. Wciąż analizuje co się stało z jego rodziną, dlaczego matka wyszła za mąż, uznając ojca za nieżyjącego, dlaczego odebrano mu jedyną osobę, którą kochał – siostrę Unę. Ich wczesne wspólne doświadczenia seksualne, determinują jego dorosłe życie w tej sferze. Zresztą nawiązań do psychoanalizy jest znacznie więcej. Przede wszystkim analność Aue.

Książka budzi rozliczne kontrowersje. Są tacy, którzy twierdzą, że Littell to grafoman, który pławi się w literackiej ohydzie, ku uciesze gawiedzi. Moim zdaniem każdy znajduje w tej książce to czego szuka. Błędem jest zatrzymywanie się tylko na seksualnych ekscesach, bo są tylko małą częścią życia Aue. Dla mnie najistotniejsza była przemiana Maxa. Czy zaszła pod wpływem doświadczeń frontowych, czy są bezpośrednim wynikiem urazu głowy. Druga kwestia, gdzie w człowieku ukrywa się Zło, czy każdy nosi w sobie Potwora i co sprawia, że on się ujawnia. Nie jest to jednak, jak twierdzą niektórzy anatomia zła, to również tylko jeden wycinek całości.
Książka dość mocno wciąga, jest napisana solidnie, dobrze się ją czyta. Na pewno warto po nią sięgnąć. Mimo, że wiele osób ma przesyt literaturą i filmami dotyczącymi wojny, niesłusznie. Ja w każdej takiej pozycji odnajduję coś nowego, ciekawego, wstrząsającego, znajduję tu materiał do rozmyślania jacy jesteśmy.

Moja ocena: 5/6

Wszystkie cytaty pochodzą z: Littell, J. Łaskawe. Tłum. M. Kamińska-Maurugeon. Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2008.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz