czwartek, 12 stycznia 2012

Ciemna strona człowieczeństwa

 McCarthy urodził się w 1933 roku. Był trzykrotnie żonaty. Nie ukończył studiów. Służył przez cztery lata w wojsku, stacjonował na Alasce, gdzie prowadził program radiowy. Pisząc swą pierwszą powieść pracował jako mechanik samochodowy. Wiemy o nim niewiele więcej. Wręcz obsesyjnie chroni swoją prywatność, nie udziela wywiadów, nie występuje w telewizji, co musi być trudne zwłaszcza po sukcesie filmu To nie jest kraj dla starych ludzi nakręconego przez braci Coen.

Mam słabość do literatury amerykańskiej, zwłaszcza traktującej o Południu. Nic więc dziwnego, że jednym z moich ulubionych pisarzy jest od kilku lat Cormac McCarthy. Uwielbiam książki Faulknera, w którego ślady poszedł w pewnym sensie McCarthy.  Ciągnie mnie zawsze w bibliotece do półki z jego powieściami, ale nie zawsze coś biorę. Dlaczego? McCarthy’ego trzeba czytać w małych dawkach. Z przerwami miedzy powieściami. Jeśli się nie przestrzega tej zasady można się zniechęcić. Jego proza jest ciężka, mimo że pisana prostym, przystępnym, ale pięknym językiem.
 McCarthy jest mistrzem w tworzeniu klimatu. Tyle, ze klimat ten jest mroczny, oniryczny, szary, z nieokreślonym złem. To zło nie mające konkretnej postaci jest głównym bohaterem jego książek. Na jego tle poznajemy innych bohaterów, którzy temu złu się poddają, oddychają nim. Zwykle są to outsiderzy, ludzie z jakichś powodów nie przystający do społeczeństwa i jego norm.
Czytając powieści  McCarthy’ego ma się wrażenie, że to zapis jakiegoś koszmarnego snu. Autor nie wnika w zakamarki duszy bohaterów, nie analizuje ich zachowań, poznajemy ich w działaniu. Autor ogranicza interpretację do minimum, wnioski musi wyciągną sam czytelnik. 
Częstym motywem w tych książkach jest kwestia walki o przetrwanie. Sam autor wyjaśnił to w taki sposób:

“I don’t understand [Proust and Henry James]. To me, that’s not literature” because real literature “deals with issues of life and death.”

Mnie urzeka styl tej prozy. Język tych książek jest oszczędny, zwięzły i konkretny. Forma jest niezwykle istotnym elementem. Myślę jednak, ze nie każdemu może się podobać. Wielu czytelników skarży się na język hiszpański, którego jest bardzo dużo w Trylogii Pogranicza. Mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, doceniam, że McCarthy celowo się nauczył języka obcego dla takiego efektu.
Czymś co jest bezsprzeczne jest fakt, że te opowieści są na tyle sugestywne, dotykające jakich wewnętrznych strun w naszych duszach, tak oddziałujące na wrażliwość, że ich czytanie przypomina uderzenie w głowę ciężkim i obłym przedmiotem. Te powieści chyba nikogo nie pozostawią obojętnym (jeśli ktoś cokolwiek z nich zrozumie). Zarówno forma literacka, jak i treść książek są albo do zaczytywania się albo do nienawiści. To się po prostu albo podoba albo nie. Nie ma wyjść pośrednich. McCarthy sucho i bez komentarzy opisuje wszelkie rodzaje barbarzyństwa, zła, upodlenia, brudu i beznadziei. I robi to w sposób absolutnie genialny. Dla mnie ten człowiek posiada wielki talent.


Przeczytałam Drogę, Krwawy południk, To nie jest kraj dla starych ludzi, Dziecię boże, W ciemność, Rącze konie. Ta ostatnia książka była dla mnie jedynym rozczarowaniem. Pozostałe wywołały we mnie tyle emocji, że nie potrafię tego zwięźle określić. Każda jest inna, ale wszystkie łączy ten specyficzny klimat. Większości czytelników spodoba się pewnie Droga, reszta już nie każdemu przypadnie do gustu. Niemniej jednak zachęcam do sięgnięcia po książki Cormaca McCarthy’ego, naprawdę szczerze polecam przynajmniej spróbować.

Droga – Wędrówka ojca i syna w zniszczonym świecie. Nie dowiadujemy się co się stało ze światem. Ciągła walka o przetrwanie, poszukiwanie jedzenia i jakiegokolwiek schronienia. Drugi człowiek jest największym zagrożeniem. Przygnębiający i przerażający klimat. Wędrówka, która nie może mieć pomyślnego zakończenia. Warto zacząć od tej pozycji przygodę z tym autorem. W moim osobistym rankingu to jedna z ulubionych książek w ogóle.

To nie jest kraj dla starych ludzi - Moss podczas polowania odkrywa miejsce porachunków gangu narkotykowego. Zabiera walizkę pieniędzy. W nocy wraca w to miejsce żeby zabrać również towar – to był błąd. Od tej pory jest ścigany przez bezwzględnego i okrutnego Chigurh’a. Pogranicze Stanów Zjednoczonych i Meksyku. Mroczny klimat i rewelacyjny styl McCarthy’ego.

Dziecię boże - Lester Ballard zostaje wypchnięty poza nawias życia społecznego. Wiedzie życie leśnego szaleńca dopuszczającego się co raz straszniejszych zbrodni. Przesłanie książki jest takie, że Ballard również, tak jak ty czy ja jest dziecięciem bożym i to nie koniec podobieństw między nami. Książka jest przerażająca, ale wrażenia łagodzi spokojny ton narracji.

Rącze konie – mamy tutaj sentymentalny wręcz liryczny opis Pogranicza. Trzeba przyznać, że McCarthy potrafi wspaniale opisywać swoje rodzinne strony. Bohaterowie tej książki nie godzą się na życie jakie przyszło im wieść na farmie. Wyruszają w poszukiwaniu przygód na południe, ale nie mają bliżej określonego celu. Dwaj kilkunastoletni chłopcy muszą podczas tej wyprawy dorosnąć i zmierzyć się z prawdziwym, brutalnym światem. Poznajemy tutaj bardziej współczesne pogranicze (połowa XXw.) niż w częściowo historycznym Krwawym południku.

Krwawy południk - zachwyca język, chociaż w tym przypadku uczucia bywają mieszane z powodu tego co autor opisuje. Przez ponad 400 stron nie szczędzi nam widoku krwi i flaków. Książka opowiada o Dzieciaku, który w wieku 12 lat opuszcza ojca i włóczy się po dzikim zachodzie. Przyłącza się do grupy najemników mordujących Indian i Meksykanów. Wędrują po południowo-zachodnich stanach mordując, plądrując, gwałcąc. Przyzwyczajeni byliśmy do trochę innego obrazu Dzikiego Zachodu, np. z książek o Winnetou, czy westernów. W świecie opisanym przez McCarthy'ego nie ma honoru, litości, ba, nawet człowieczeństwa. Bohaterowie wędrują jak łachmaniarze, barbarzyńcy, "pochodzący z cywilizacji nieznającej koła". A może jednak w Dzieciaku tli się jeszcze jakieś ludzkie uczucie…

W ciemność – rodzaj baśni o matce poszukującej swego dziecka. Znowu bohaterowie idą przez całą powieść, idziemy za nimi i z przerażeniem obserwujemy świat w jakim żyją. Widzimy wyzysk, zło, okrucieństwo, zanik ludzkich odruchów i najdziwniejsze typy zamieszkujące okolice, prze które podążamy. Najgorsze jest to, że ktoś idzie za nami… Książka jest świetnie przetłumaczona!
Ponizej fragment:

„Przestało padać. Wyczekiwał deszczu i spoglądał w niebo w bezgwiezdnych ciemnościach, najpierw idąc drogą, której nie widział, a później przez las, którego mieszkańców nie słyszał. Kiedy wszedł na polankę, zza chmur wyjrzała misa niewielkiego gorącego księżyca, jakby witając go w domu. W chacie nie paliło się światło. Przez chwilę stał nieruchomo, tylko jego koścista pierś wznosiła się i opadała.
Rinthy spała. Gdy wyłonił się ponownie z chaty, trzymał w ręku siekierę. Za polanką wszedł na ścieżkę wiodącą do źródła i znalazł się w lesie. Przystanął w kalinowych zaroślach, rozejrzał się, a następnie wbił siekierę w ziemię. Otarł czoło mankietem koszuli, znów sięgnął po siekierę i zaczął nią walić w ziemie z szaleńczą energią.”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz