piątek, 16 marca 2012

Maria Kuncewiczowa Fantasia alla polacca



„Kto to jest Przybyszewski? Przybyszewski to Krzyk (chodzi o obraz Muncha). To dziecko z nieprzytomnym wzrokiem, oderwane we śnie od fortepianu i od bajki; to może ty, kochany czytelniku, a może ja. Istota wiecznie uciekająca i zawsze doganiana.”

W latach swoich studiów Kuncewiczowa nie ceniła Przybyszewskiego wysoko. Coś czytała, coś widziała na deskach teatru, ale uznała to za słabe. Swój debiut literacki miała zaledwie rok przed jego śmiercią. Dopiero po latach, kiedy pracowała na uniwersytecie w Chicago, dekadentyzm znów stał się interesujący i ważny dla zrozumienia polskiej kultury. Były to lata 60-te. Idąc korytarzem uniwersyteckim w kierunku swego gabinetu Maria dostrzegła na tablicy ogłoszenie o dostępnych środkach na badania w zakresie slawistyki. Bez wahania zwróciła się do władz uczelni z prośbą o przyznanie stypendium na studia nad Przybyszewskim, modernistą polskim. Do swego zadania podeszła niezwykle poważnie. Fascynował ją bardziej człowiek, niż jego twórczość. Próbowała zrozumieć mechanizmy, które doprowadziły do ukształtowania się takiego światopoglądu i powstania takich utworów. W tym celu wyrusza w podróż śladami Przybyszewskiego po Polsce, jedzie do Norwegii, gdzie zwiedza dom rodziny Juelów, który w latach siedemdziesiątych zajmowały biura tartaku. Odpowiedzi na swoje pytania szuka także w muzeum Muncha. Próbuje zrozumieć czasy i ludzi. Szuka śladów ich życia.

Nie był przystojny ani bogaty, nie był nawet szczególnie utalentowanym pisarzem, ale potrafił za życia stworzyć swoja legendę, przewyższającą wszelkie realne dokonania. Czytał, uczył się, myślał i w końcu udało mu się zmaterializować swoje obsesje – płeć (seks) i śmierć z jej demonicznym kontekstem.  Kuncewiczowa sugeruje, że był to świadomy proces twórczy, można powiedzieć, że największym dziełem Przybyszewskiego był on sam. Miał manię wielkości będącą wynikiem kompensacji „słabości ciała i ducha”.
Były to czasy poczucia końca pewnej epoki i pesymizm co do dalszych losów świata oparty na wiedzy o kruchości człowieka. Zmierzch bogów. Echa romantyzmu, ale bez moralności minionych czasów. Człowiek wyzwolony, pielęgnuje swoja „nagą duszę” wyrwaną z dawnych ograniczeń. Środowiska artystyczne i inteligenckie, o dużych potrzebach wewnętrznej stymulacji, chcący poszerzać swoje horyzonty, łamać tabu i przekraczać granice. Chcący udowodnić sobie i innym, że potrafi się wyrwać z dawnych konwenansów. Brakuje im ujścia tej energii, rozrywek i pracy. „Ocean wolnego czasu” poświęcają na folgowanie zachciankom, czczą gadaniną i przemyślenia w oparach alkoholu, tytoniu i innych używek w towarzystwie tak samo głodnych idei kolegów-artystów. Puentą książki jest myśl, że Przybyszewski nie mógłby istnieć ani wcześniej, ani później. 

Fantasia alla polacca to próba stworzenia paraleli między dekadentyzmem a czasami współczesnymi (lata siedemdziesiąte). Autorka widzi wiele cech wspólnych dla tych epok. Na tym tle Kuncewiczowa próbuje zbadać psychologię Przybyszewskiego, a także Dagny, którzy mieli ogromny wpływ ludzi i sztukę tamtych czasów. Jakie czynniki sprawiły, że byli tak inspirujący. W książce przeplata się kobieca wrażliwość z wnikliwością naukowca. Kuncewiczowa portretuje Przybyszewskiego z uwzględnieniem wpływów społecznych, środowiskowych, psychologicznych na dziedzicznych i biologicznych kończąc. Nie muszę chyba dodawać, że jest pięknie napisana, nie tylko pod względem językowym, ale również formy. Nie jest to nudny wykład, a fascynująca podróż w czasie. Sam tytuł sugeruje formę utworu, a wiec jest to fantazja Kuncewiczowej na temat... Serdecznie zachęcam do lektury i do dyskusji. (Książka ma zaledwie 120 stron, ale za to jakich…).

Książka czytana w ramach projektu Marzec z Marią.

Jeszcze dwa ogłoszenia: w przyszłym tygodniu będę miała dla was pewna niespodziankę, więc zapraszam.

Druga sprawa nie ma bezpośredniego związku z Marią, a z Czechowiczem, z którym już dzisiaj możemy wybrać się na wirtualny spacer po Lublinie dwudziestolecia międzywojennego: http://teatrnn.pl/lublinczechowicza. Po tych ulicach spacerowała także Maria Kuncewiczowa…

3 komentarze:

  1. Świetna recenzja, natychmiast widać, że książka Cię poruszyła! Bardzo się z tego cieszę.
    Z przyjemnością przeczytam "Fantasię alla polacca". Przybyszewski to dość kontrowersyjna postać. Mam nadzieję, że dzięki Kuncewiczowej lepiej go zrozumiem.
    Właśnie podczytuję pierwszy tom listów Stanisławy Przybyszewskiej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Lirael. W szkole średniej byłam zafascynowana Przybyszewskim. Podobnie jak Maria bardziej postacią niż twórczością, tym bardziej że jego utwory są za trudne dla kogoś tak młodego. Czytałam więc każdą biografię i wszystko, co mi wpadło w ręce na jego temat. Dlatego teraz po prostu rzuciłam się na Fantasię. Świetna książka i wiele mówi o samej Kuncewiczowej.
      A co do listów Stanisławy to, wstyd przyznać, nie wiedziałam, że je wydano. Z chęcią do nich sięgnę.

      Usuń
  2. Podoba mi się twoje stwierdzenie, że największym dziełem Przybyszewskiego był on sam. Czytałam trochę o tej postaci i też uważam, że stanowił ciekawy etap w polskiej (i nie tylko) kulturze.
    Ze wstydem przyznaję, że Kuncewiczowej jeszcze nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń